obrazy, rozmyślania

Malując na ulicach Francji

Kilka lat już minęło od czasu jak toczyłem artystyczne życie we Francji, To była inna rzeczywistość dlatego, że u podstaw mojego życia tam był jeden powód: malowanie obrazów. I większość moich działań było związane właśnie z tą potrzebą i jej podporządkowane.

La vie de la noir

Od logistyki podróży między Polską a Francją, przez unikalne rytuały a skończywszy na muzyce której słychałem – przez pryzmat czasu całość wydaje mi się pełna osobliwego uroku.

3A

Było to poznawanie kraju przez pryzmat ulic jego miast – setek godzin, które na nich spędziłem, próbując udokumentować życie tamtejszych ludzi. Co ciekawe z czasem sam stałem się częścią tego życia. – cżłowiekiem widywanym ze sztalugą i płótnem pod pachą. Malowałem głównie zabytki – neoklasyczną ornamentykę do dziś czuję w odciskach od pędzla.

1-kopia

Całość miasta – jak w każdej większej aglomeracji na świecie – skoncentrowana była na celebracji aktywnego życia: praca, dom, metro – ciągły bieg.

A kim byłem ja? Intruzem, który się na chwilę zatrzymał – niewielkim punktem na mapie miasta i w czasie tego miejsca.

bbbbb1

I zapewniam was – jeśli choć na cztery godziny usiedlibyście bez komputera, telefonu i bliskiej osoby na krześle w centrum dużego rynku – zrozumielibyście mój sentyment. Po prostu usiąść i spojrzeć – to bardzo mocne doznanie już po kilku godzinach. A po miesiącach takiego życia wnętrza człowieka nie wypełniają już ciepłe domowe klimaty ale zapachy i nastroje miasta. A gdy zasypia czuje jego przestrzeń.

new-2

W świecie pełnym hałasu przemieszczałem się ze sztalugą w tumelach ciszy – obserwując harmonię. Przemykałem w tym „upperground”, który zbudowałem ze skupienia w imię dobrej komunikacji z pięknem.

Pewnego dnia zobaczyłem coś co mnie przeraziło: piękno dziś to nie jest wybór – to konieczność. To ukojenie i schronienie przed atakującym szumem informacji i gwaru (hałas miasta choć na codzień spójny to jednak niezbyt jest budujący).

4

Piękne więc stało się dla mnie tym co dawało mi schronienie wbrew rozdygotanemu miastu, myślom, nerwom, sytuacjom i samotności. W swojej wyobraźni, siedząc na ulicy, budowałem wnętrze z wyobraźni i było to piękne wnętrze: ściany z ciszy, bezpieczeństwa i możliwości które dawały mi plamy i barwy.

lesson

Na koniec to porzuciłem i bez ucieczki usiadłem na jednej z ulic i miałem wrażenie że między pędzlem a obrazem miasta w siatkówce mojego oka niewiele zostało.

(Kilka słów, impresji opisałem też tutaj):

https://wnetrzasikory.wordpress.com/2014/01/13/architektura-wnetrz-to-malowanie-obrazow-z-przestrzeni/

Zwykły wpis
Uncategorized

Marzenia wiosenne

zdjęcie (1)

Współczesne projektowanie jest często jak współczesny świat – bezduszne. Liczą się głównie liczby. Na swojej drodze poznałem wielu projektantów i byli często  kimś niewiele ponad ustalone zasady. Czy można wtedy nazwać się twórcą, gdy powtarza się schemat, linię kariery zawodowej oraz „poprawność polityczno-ideologiczną” którą zaproponował nam ktoś inny (rodzic, nauczyciel, idol)?

A może to tylko popłuczyny młodzieńczego buntu we mnie (wszek każdy był kiedyś młody)?

 

W tym świecie jedni z nas mają wyższe aspiracje, inni niższe. Jedni widzą szersze tło, inni szerszy kontekst a jeszcze inni wrażliwi są na ostre światło natchnienia lub krytyki. A często ten (w moim mniemaniu  – wybrany) twórca napawa się swoim talentem jakby ktoś dał mu pączka, w którym dżemowa wysepka rozkoszy się nie kończy. Ale wszystko się kończy – nawet największy inteligent świata kiedyś zamilknie. Jest więc koniec każdej książki i sprawiedliwość.

 

A moim zdaniem jest wybawienie z tego wszystkiego. Są nim marzenia. Nigdy (poza miłością mojego życia) nikt i nic mnie nie zniewolił swoim subtelnym i promiennym urokiem jak one. I czym dłużej projektuję, z każdą budową, z każdym śladem dorobku na moim telefonie, każdym tytułem, śladem uznania, fałszywym alarmem o domniemanej sławie lub śmierci – to one (marzenia) są najcenniejsze.

Nie wiem jak Wy macie – wszak nieczęsto rozmawiam z Wami tak intymnie jak z samym sobą na tym blogu – ale ja mam tak, że często wracam do marzeń, jakby były cenniejsze od złota i wieczne. Czy dlatego, że są niezrealizowane? A może dlatego, że są tylko moje? A może chodzi o to, że tak dobrze mi są znane i abstrakcyjne?

Wiecie już teraz co uważam:

  1. Współczesny świat jest bezduszny
  2. Marzenia są duszą człowieka

I co można z tym zrobić / po co piszę te słowa?

A jakoś tak – po ludzku, bo zbliża się wiosna. A wraz z nią rodzi się wiara, że za sprawą tych marzeń świat może być inny. Rodzi się wiara, że zakończą żywot bezduszne tęsknoty w nas i już na zawsze zamieszkam w Paryżu Woodyego Allena (ale o tym nie będę pisał bo przerażają mnie te równoległe wszechświaty).

Ależ ze mnie romantyk!

zdjęcie 2

zdjęcie 1

Ale też i realista – ostatnio malowałem nad brzegiem jeziora. I chwile te zapamiętam bo choć gnał mnie tam przypływ ciepłych dni to jednak znalazłem tam dużo więcej. Byłem kim chciałem a świat wiosennie niczym ptaki mi przygrywał. Czy wygrałem, czy pregrałem? Nie było takich pytań! Niczym z poezji Artura Rimbaud – przebijał z tego wszystkiego duch konkretnej formy.

 

Nie myślcie, że piszę dla Was – to mój świat i czasem po prostu za nim tęsknię.

Obrazek

Zwykły wpis
Uncategorized

Architektura wnętrz to malowanie obrazów z przestrzeni

Początki mojej pracy twórczej wiążą się z malarstwem. Swojego czasu nawet gotowy byłem porzucić studiowanie architektury wnętrz dla artystycznego życia we Francji. Do dziś ten okres pełen zadumy nad abstrakcją, formami i plamą, wystawnego miejskiego życia w Lille i wystaw postrzegam jako najbardziej wartościowy pod względem twórczym. Nie tylko dlatego, że zauroczył mnie styl i urok francuskiej artystycznej bohemy ale dlatego, że wtedy jak niewiele razy wcześniej poznałem artystyczną wolność w pełni. Byłem człowiekiem polującym na abstrakcję wśród barokowych przestrzeni miasta. I choć było to na czwartym roku studiów i o projektowaniu wnętrz wiedziałem niewiele, to zaskakująco blisko byłem wtedy kluczowych problemów architektury i przestrzeni.Obrazek

Moje przemyślenia rodziły się przy porannej kawie a mgłą z której wyłaniało się miasto była para unosząca się leniwie z porcelanowej filiżanki. Obserwowałem, patrzyłem i czasem zamykałem powieki by dać sobie komfort postrzegania świata bez figuratywnych obrazów którymi karmiłem swój głodny umysł. Do dziś przepełniony jestem monumentalnymi zabytkami tamtejszej architektury ale także detalem dotykającym bezpośrednio kawiarnianego życia. W mojej głowie przeplata się więc zegar ratusza miejskiego z secesyjnym cyferblatem z bogatą ornamentyką. Kroki na ulicach, przeplatały te z wnętrz których echo i kontekst dźwięków był inny. Światło też się budziło do życia – inaczej w mieście a inaczej w kawiarni. Takie były poranki.

Obrazek

Chwilę później byłem już między wysokimi ścianami dwóch kamienic i na granicy płynącego po tej przestrzeni światła rozkładałem sztalugę. Często czułem jeszcze smak pitej chwilę wcześniej kawy. Następnie rozpoczynał się rytuał rozkładania kufra malarskiego, przygotowywania farb na palecie i zastygania w pozie pierwszego posunięcia pędzlem. Na ulicy nagle rozlegał się wtedy tak doniosły dla mnie chrobot przesuwanego po płótnie pędzla. Działo się coś jeszcze bardziej doniosłego – ten pędzel zostawiał ślad. Był on często silny, nazbyt zobowiązujący i mobilizujący do koncentracji.

bbbbb

Tak zaczynało się malowanie obrazu. Zanim dotarłem do obrazów abstrakcyjnych, często próbowałem właśnie w taki sposób, na ulicy, opisać przestrzeń która mnie otaczała. Obserwowałem ją i próbowałem oddać na płótnie, robiąc (co oczywiste) pewną autorską syntezę.

   Późniejsze malowanie obrazów (już w pracowni) było jak komponowanie płócien z fragmentów architektury miast i wspomnień. Ale dodawałem do tego coś jeszcze – swoją tęsknotę by przestrzenie te były idealne. By każda z plam, którą stawiam, była doskonała. Powstało kilka płócien, które oddają to jak wtedy się czułem. Które (jak mniemam) oddają to dlaczego nazywam ten okres najbliższym twórczej wolności. Te obrazy łączą w sobie piękno świata który mnie otaczał z wewnętrznym poczuciem że to co geometryczne i abstrakcyjne jest równie piękne. Pewna wyjątkowa dla mnie fuzja figuratywności i prostych form prowadziła mnie do ważnych dla mnie, i dla mojego późniejszego twórczego życia, chwil i wniosków.

Obrazek

   Sześć lat później gdy przeszedłem jeszcze kilka innych dróg, zupełnie z innej strony doszedłem do tego samego miejsca. Ale jako projektant wnętrz. Zdałem sobie bowiem sprawę, że to ta sama potrzeba abstrakcji i tworzenie wyszukanych form prowadziła mnie przez tworzenie przestrzeni wnętrz i ich komponowanie. Tak samo, pijąc poranną kawę siadałem z ołówkiem na budowie i próbowałem opisać przestrzeń.

Często wydawało mi się, że projektowanie opiera się na doborze właściwych produktów, na opracowywaniu funkcjonalnego wnętrza czy na doskonałym jego zrealizowaniu. Ale po różnych okresach, gdy każdy z tych etapów wydawał mi się często najważniejszy, doszedłem do tego samego miejsca, tej samej francuskiej kawiarni w której siadałem jako młody człowiek. Do malowania abstrakcyjnych form. Tym razem jednak w przestrzeni.

Zdałem sobie sprawę z tego co było tak oczywiste i na wyciągnięcie ręki – z najbardziej oczywistej dla mnie prawdy: architekt wnętrz to malarz przestrzeni.

Obrazek

Zwykły wpis